Najpierw się naczytałam setek przepisów na zakwas żytni. Kilka z nich wypróbowałam- totalna porażka.
W końcu trafiłam na blog Pracownia wypieków i na super prosty przepis na zakwas żytni. Musiałam wypróbować skoro taki prosty! No i rzeczywiście zakwas bąbelkował jak szalony i nawet wypłynął z naczynia w którym sobie dojrzewał.
W dzień kiedy miałam zabrać się za pieczenie dopadła mnie zaraza w postaci gorączki, dreszczy i zawrotów głowy. Przerwa w życiorysie, moim i zakwasu. Myślałam, że nie przetrwa dnia bez dokarmiania, ale dał radę!
Jak tylko poczułam się nieco lepiej do zakwasu wrzuciłam resztę składników na chleb (ok 1 kg mąki razowej- licząc tą dorzucaną do dokarmiania zakwasu, sól, wody tyle by całość miała konsystencję gęstego ciasta racuchowego) + odrobinkę suchych drożdży, bo zakwas mógł być jeszcze zbyt słaby, bo młody. Część zakwasu odłożyłam na następny raz.
Postanowiłam upiec chleb w maszynie do pieczenia chleba.
Rósł sobie pięknie, więc poszłam się kurować do łóżka. Obudził mnie okropny smród- to ciasto wylało się na grzałki :/ Siła zakwasu + drożdży to było jednak trochę za dużo. Ciasto było jeszcze płynne więc je szybko przelałam do podłużnej foremki i wrzuciłam do piekarnika.
Po godzinie pieczenia chleb był gotowy. Gdyby od razu piec w piekarniku potrzebne byłyby 2 foremki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz